Jak to w maju, piszę głównie o tym, co zakwitło i co już można zjeść. Mamy już szparagi, botwinkę, rabarbar, truskawki, stokrotki i bzy! Kiedy jednak wczoraj w nocy przegrzał mi się mózg po tym, jak przez cały dzień siedziałam nad pustym otwartym dokumentem w Wordzie (czyt. pisałam magisterkę) nie miałam w domu nic świeżego i sezonowego, a czułam, że jak czegoś nie zjem, to umrę. Przyrządziłam galaretkę z czarnego bzu, ale istnieje obawa, że jednak fatum nadal będzie nade mną wisieć, gdyż, jak się dowiedziałam z Wikipedii (czego się nie robi, żeby nie pisać!) - kwiaty czarnego bzu są w Harrym Potterze jednym z Insygniów Śmierci. Cokolwiek to znaczy. Galaretkę jem jednak z zadowoleniem, wierząc, że jednak bardziej istotne jest to, że czarny bez występuję również w herbie czeskiej wsi Kryštofovo Údolí.
Galaretka z czarnego bzu z przepisu Sophie Dahl:
1 saszetka żelatyny
125 ml gorącej wody
10 łyżek syropu z kwiatów czarnego bzu
500 ml zimnej wody
Rozpuszczam żelatynę w gorącej wodzie, syrop dodaję do zimnej wody. Jeśli jest za mało słodki, dodaję więcej syropu. Dodaję do wody z żelatyną, przelewam do formy wysmarowanej jakimś bezsmakowym tłuszczem. Wstawiam do lodówki na minimum 2 godziny. Podaję z niesłodzoną bitą śmietaną i miętą.
Widziałam ją w Apetycznej Sophi Dahl i od zawsze przykuwała mój wzrok. Jak w smaku? Bardzo bzowa?
OdpowiedzUsuńPozdrawiam
A.
To jak bardzo będzie bzowa zależy od tego, ile się dodaje syropu. Ja dodaję trochę więcej, bo lubię ten smak:)
OdpowiedzUsuńPozdrawiam również,
Cóż, Harry Potter nie jest literaturą fachową w kwestiach kulinarnych, więc nic się nie przyjmuj ;) Cudowna Ci wyszła :)
OdpowiedzUsuńGin, też mam nadzieję, że nic mi się nie stanie:) Dziękuję!
Usuń:)apetyczna
OdpowiedzUsuńDziękujemy, rzeczywiście była smaczna!
UsuńŚliczna! A świeży bez tuż, tuż.
OdpowiedzUsuńNa mojej ulicy już chyba kwitnie, ale ja i moja znajomość biologii... Może to coś zupełnie innego, ale pachnie tak samo:)
UsuńNie musisz się martwić bo wikipedia w tym wypadku nie ma racji. Jednym z insygniów śmierci jest różczka z gałązki czarnego bzu a nie kwiat! :)
OdpowiedzUsuńUff! To kamień z serca! Mogę dalej jeść bzy i może mnie to nie zabije:) DZięki!
UsuńDobre bo polskie...
OdpowiedzUsuńu nas nad morzem jeszcze nie kwitnie czarny bez, ale mam w piwniczce zapas, więc do dzieła.
Acha, bardzo dobry jest ten syrop z..wódeczką, na zimno taki drink zarówno na gorrącą imprezę jak i na chandrę, spowodowaną nadmiarem magisterki w organizmie, popróbuj. :-)
Dziękuję za rady, na pewno się przydadzą!
UsuńHalo, tu mama!
OdpowiedzUsuńJak dobrze, że zajrzałam przed przyjazdem do Ciebie!
Bo ja też mam domowej roboty syrop z bzu. Czarnego. Przywiozę na dzień dziecka, ok?
A propos,w Warszawie jest od niedawna czynna fajna kawiarnia pn. "Kubek w kubek Cafe"
Oczy mi wyszły z orbit, bo to Wasza nazwa!!Trzeba ją było zastrzec dla Cateringu.
Kawiarnia warta grzechu (czytaj:odwiedzenia). Może razem?
Pa! M
Siema! To przywieziesz mi ten syrop, nie?:)A tę kawiarnię też już widziałam
UsuńDroga A.
OdpowiedzUsuńIm starsze wpisy tym lepsze zdjęcia. te ostatnie to trochę słabe..
Jednak super piszesz A.
chciałabym, tak jak TY
Będę wierną fanką.J
Hej, hej!!, Co tam?
OdpowiedzUsuńNie odpowiadacie?
Ja po lekturze bloga zrobiłam syrop z bzu. Rośnie u sąsiada w ogrodzie. Myślałam ,że jest jedynie dekoracją a tu, proszę. Mam z niego syrop. Pycha!
Polałam nim naleśniki, do tego truskaweczki w occie balsamico.
Naprawdę dobre.
Moja droga A. Zrób coś, i napisz o tym koniecznie.
J.
O! Przepraszam najmocniej! Staram się zawsze odpowiadać, ale ostatnio nie zaglądałam na bloga, bo zaczął się u mnie sezon sesyjny na dwóch kierunkach i wykańczanie magisterki. Dlatego też nie gotuję za wiele. Ale syrop z bzu też mam. Mama mi przywiozła:) Może coś wrzucę w weekend. Pozdrawiam!
Usuń