Kompromis. Dziwne słowo. Wystarczy powtórzyć je trzy razy i zaczyna brzmieć obco w ustach . Co więcej - w życiu też. Ludzie, przekazując sobie mądrości poprzednich pokoleń, powtarzają mi, że z wiekiem nauczę się iść na kompromis i że to wyraz dojrzałości. A tfu! Serio? Ja obrałam jednak przeciwny kierunek. Nawiązując do tematyki żywieniowej - w tej kwestii nie chcę żadnych kompromisów. Tak bardzo, bardzo chciałabym móc kupować tylko i wyłącznie sprawdzoną dobrej jakości, wytwarzaną z poszanowaniem dla produktu, zdrową, prawdziwą żywność. Cieszę się, że powstaje coraz więcej inicjatyw promujących lokalnych producentów i że zdrowie stało się ostatnio niezmiernie modne. Szkoda tylko, że aż tyle kosztuje. Pamiętam czasy, kiedy za prawdziwy chleb płaciło się 90 groszy (chyba jestem dinozaurem...). Teraz za bochenek trzeba wybulić 7 zł. Jak najbardziej jestem skłonna wspierać to, pod czym podpisuję się obiema rękami, czyli spożywanie bez konserwantów, ale 7 zł to jednak trochę dużo...za tyle to ja sama zrobię 3 chleby! No i słowo się rzekło....
Korzystałam z instrukcji zamieszczonych przez Liskę na pracowni wypieków. Do chleba nie dodałam ani grama drożdży i urósł pięknie. Rzeczywiście ten chleb nie może się nie udać. Wbrew pozorom nie ma przy nim dużo pracy, ale cały proces trzeba kontrolować i myśleć trochę na zaś, bo nawet jeśli mamy już gotowy zakwas, który stoi w lodówce, to od jego wyciągnięcia minie jeszcze około 28 godzin, zanim całe mieszkanie będzie pachnieć świeżym chlebem.
Chleb na zakwasie pszenno - żytni (przepis zaczerpnięty od Liski)
Zaczyn:
360 g mąki żytniej chlebowej (typ 720)
300 g wody
20 g zakwasu żytniego (ja dodałam trochę więcej, ok. 35 gram)
Ciasto właściwe:
230 g mąki żytniej
300 g mąki pszennej
400 g wody
1 łyżka soli morskiej
zaczyn
Mieszamy w misce składniki na zaczyn i zostawiamy na 12-16 godzin. Jeśli jest gorąco 12 na pewno wystarczy. Jeśli macie już zrobiony zakwas w lodówce, wystarczy go dokarmić około 12 godzin przed wykonaniem zaczynu. Mój jakoś szaleńczo nie pracował i trochę bałam się, że zaczyn też nie urośnie, ale stało się zupełnie na odwrót.
Gdy zaczyn jest już gotowy (po 12 godzinach) dodajemy pozostałe składniki, mieszamy do ich dokładnego połączenia i zostawiamy ciasto właściwe na ok. 60 minut. Jeśli jest gorąco może być mniej. Po tym czasie przekładamy ciasto do blaszek wysmarowanych olejem słonecznikowym i posypanych otrębami (mi wyszły dwie foremki - jedna 30 cm długości i jedna 16 cm). Zostawiamy na około godzinę. Teraz trzeba ciasta doglądać, aby nie przerosło, bo chleb się nie uda. Jeśli ciasto zajmowało mniej więcej 2/3 foremki to powinno urosnąć aż do jej brzegów. Ciasto posypujemy czymś, co lubimy. Np. mąką.
Nagrzewamy piekarnik do 230 stopni. Pieczemy chleb przez 15 minut w tej temperaturze, a potem dopiekamy w 220 stopniach przez około 30-40 minut. Po wyciągnięciu chleb jak najszybciej wyciągamy z foremek i studzimy na kratce, żeby się nie zaparzył.
Gotowe!
Smacznego życzy J.!
Kupowałam taki ,zdrowy' chleb po 7zł...
OdpowiedzUsuńNie wiem,dlaczego tyle kozstuje.
Próbowałam chleba hruby- mi nie smakuje.
Piekę swój.
Ten Liski też piekłam .
Tobie udał się pysznie!
och, domowy chleb - nie ma nic lepszego niż chrupiąca skórka i ten delikatny miąższ.
OdpowiedzUsuńExtra ten chlebek;)..... Dobry chlebek kupowalam niedawno za 12 zł z ziarnami na mące orkiszowej oraz zytni za 8 zł.....
OdpowiedzUsuńZapraszam do Wrocławia, potrzebuję kogoś, kto będzie piekł mi chleb, tylko proszę zostawić mąkę pszenną w Krk! ;-)
OdpowiedzUsuńTak zupełnie serio, patrzę na to i jestem głodna, a ledwo co zjadłam kolację! Najbardziej jednak podobały mi się wstawki "jeśli jest gorąco", poczułam się jak w maju.... no chyba, że gorąco, bo ogrzewanie już hula.
No, no, dziewczyno! BRAWO!
OdpowiedzUsuń