Spędzam wakacje na razie w domu, na Dolnym Śląsku. Ale w tym roku nie mam zamiaru użalać się nad tym, że nie pojechałam do Chorwacji, Grecji, czy Peru. Nie chcę też używać epitetów z rodzaju polska Toskania, czy Szwajcaria Lwówecka, bo tak jak nie ma polskiego Brada Pitta ani Angeliny Jolie, tak nie ma polskiej Toskanii ani Szwajcarii. Jest to przecież skrajnie idiotyczne. Mamy za to własnych świetnych aktorów, którzy mają własne nazwiska i mamy własne krajobrazy. Oczywiście mamy Bieszczady, Pomorze, Kraków i inne atrakcje. Jednak Dolny Śląsk jest prawie zupełnie pozbawiony turystów, pełen zabytkowych pałaców, niewielkich jezior, rzek o malowniczych nieuregulowanych brzegach, małych miasteczek z fontannami na rynku, wygasłych wulkanów i miejsc, gdzie można świetnie zjeść. Do takich miejsc należy z pewnością Polna Zdrój, gospodarstwo agroturystyczne we Wleniu.
Zjedliśmy tam bardzo dużo, a temperatura sięgała 35 stopnia. Byliśmy jednak zachwyceni smakami, widokami i sprzętami w kuchni oraz wystrojem wnętrz, które dokładnie obfotografowywałam, nie bojąc się, że jedzenie mi wystygnie (35 stopni, przypominam). Powyżej prezentuje się deser, domowe lody malinowe, a poniżej przystawka.
Po kanapkach z prawdziwkami i serem pleśniowym (gorgonzolą?) zjedliśmy tajski rosół z mnóstwem świeżych ziół z ogrodu gospodarzy. Mało nie dostaliśmy zawału z przegrzania, ale po krótkim odpoczynku dzielnie kontynuowaliśmy. Głównym daniem było curry z mięsem królika. Do niego oczywiście ryż (z szafranem) i świetna orzeźwiająca salsa z awokado i mango.
Po obiedzie wypiliśmy jeszcze po kieliszku nalewki zwanej wisielcem. Owoce cytrusowe zawiesza się nad naczyniem ze spirytusem na wiele tygodni i czeka aż nasiąkną jego oparami. Wszystko było wspaniałe, pyszne i piękne. Oczywiście pobyt w domu kosztuje mnie wiele zbędnych kilogramów, ale w Krakowie znów nie będę miała czasu jeść, to się wyrówna. Oby...
Poniżej prezentuję jeszcze widok z okna i niesamowity sernik z kawiarni w Pałacu Lenno. Kończę pisać i boję się skończyć, tak jak boję się końca lata, końca tych wakacji i definitywnego pogodzenia się z końcem studiów. Niby coś tam jeszcze studiuję, ale to już drugi kierunek, to już nie to samo. Jesienią znowu zamieszkamy razem z A., znowu będziemy narzekać na krakowską pogodę, znowu będę gotować makarony i znowu zacznę studiować. Ale nie będzie to wyczekiwany powrót, jak przez ostatnich 5 lat, a raczej przykry obowiązek. Bycie dorosłym jest bez sensu. Ale może uda się ten etap jakoś obejść. Już bowiem kończąc przedszkole dopytywałam się o emeryturę. Do dzieła więc.
Smacznego życzy A.!
Droga A, zachęcona dużą kampanią reklamową w licznych gazetach i Twoim blogiem postanawiam odwiedzić Dolny Śląsk : planuję pojechać do Wrocławia, świdnicy i okolic Kłodzka, może zachaczę o Lenno? Wnioskuję, że dom o którym piszesz to dom rodzinny...a zatem czy Dolny Śląsk ma jakąś rodzimą kuchnię regionalną? Sernik wygląda zachęcająco.. Pozdrawawiam. J
OdpowiedzUsuńDom rodzinny mam na Dolnym Slasku, ale nie za bardzo moge uwazac te okolice za rodzinne, skoro polityczne, historyczne i zyciowe przypadki sprowadzily tu moich dziadkow (jak wszystkich obecnych mieszkancow tych terenow) dopiero po wojnie. Nasza kuchnia to wiec zlepek kuchni slaskiej, wielkopolskiej i podlaskiej. Chcacy sprobowac kuchni regionalnej na Dolnym Slasku musza siegnac do kuchni niemieckiej. Polecam placyk w Lomnicy, do ktorego powrocila potomkini dawnych wlascicieli i serwuje Apfelstrudel i inne wspaniale potrawy:)
UsuńJakie cudne zdjęcia!!! Ja też zachęcona Twoim wpisem już w następnym tygodniu powrócę na Dolny Śląsk :D Do zobaczenia tu i ówdzie!
OdpowiedzUsuńI bez zdjęć musiałabyś ostatecznie wrócić:) Czekamy!
UsuńA co tam, po przeczytaniu posta ja kursem odwrotnym, tj. znad morza na południe pięknego kraju, wraz z powracającymi z wakacji, na wakacje właśnie, kopnę się na Dolny Śląsk. I do Wrocławia i do Jeleniej i do Łomnicy pojadę. Acha, i do Wlenia na ul. Polną. Dzięki za podpowiedź. Bananowiec smakuje cudnie na śniadanie do kawy, a do tego te pesteczki z siemienia fajnie chrupią.Pozdrawiam znad morza (póki co..!)
OdpowiedzUsuńTo cieszę się, że promuujemy nasz region! Szczególnie jeśli chodzi o Wrocław służymy listą dobrych knajp:)
UsuńJa tez polecam ziemie dolnośląską na wakacje. Tam jest wszystko: jeziorka, górki, zabytki i pycha jedzenie. Dobrze gotują w wielu gospodarstwach agroturystycznych i pensjonatach. Omijać trzeba przydrożne, przyautostradowe knajpy. Także polecam Lenno. Tam byłem i sernik oraz mus czekoladowy jadłem. To prawda, pycha. Zdjęcie oddaje atmosferę tego miejsca. POLECAM. Krzysztof
OdpowiedzUsuńDziękujemy, również pozdrawiamy z Dolnego Śląska (choć aktualnie na Górnym), cieszymy się, że, jak się okazuje, jest to lubiany region:)
UsuńI ja tam byłam,
OdpowiedzUsuńzupę piłam, sernik zjadłam,
przybrałam sadła.
Warto było.
Pa!M/a