wtorek, 11 listopada 2014

Wielki błękit


Dwa dni temu weszłam w nową kratkę. Wypełniając formularz osobowy po raz pierwszy musiałam zakreślić kratkę, która nie miała nic wspólnego z wiekiem nastoletnim. Co więcej - sięgała daleko poza to, co jestem sobie wyobrazić w bardzo odległych placach, czyli do trzydziestki. 

Nie powinnam jednak narzekać. Wszyscy moi znajomi już jakiś czas temu poradzili sobie z tym przejściem. Nie jest jednak łatwo. Szczególnie jeśli w momencie podsumowań i planów na przyszłość nachodzi nas jakiś dziwny niepokój spowodowany tym, że - być może, ale nie ma pewności - jesteśmy już dorośli. Chciałoby się mieć czym pochwalić. Ale trudno znaleźć jakieś przekonujące sukcesy. Dlatego, trochę wkurzona, że nie miałam wakacji, przypominam dziś naszą kwietniową wycieczkę na Sycylię. Niech się spełni moje odwieczne pragnienie, by wszyscy mi zazdrościli. Lepszej okazji nie będzie chyba aż do momentu, w którym wreszcie zostanę ekscentrycznym milionerem z wielką willą w Toskanii i tuzinem kotów.



Czyli tak: na początku kwietnia spędziłyśmy (z J., Anią i Beatą) cztery dni zwiedzając północno-zachodnią Sycylię.
W środku nocy przybyłyśmy do Palermo, gdzie przez około dwie godziny szukałyśmy naszego pensjonatu. W pewnym momencie kilkanaście miejscowych wyposażonych w mapy, GPS i łącząc się przez komórkę z rodziną w celu konsultacji podążało z nami, pomagając nam się odnaleźć. Ale na nic się to nie zdało. 
Tego samego wieczora, a właściwie nocy, już po odnalezieniu miejsca naszego noclegu, przeszłyśmy się po mieście i dowiedziałyśmy się, że najlepiej zjeść i napić się można  na placu, który w dzień jest targowiskiem, a w nocy pojawiają się tam sprzedawcy wszelkiego ulicznego jedzenia i otwieraj się bary. 
Rano wszystko wyglądało zupełnie inaczej, kolorowo, ale chyba trochę mniej ciekawie.



Najfajniej oczywiście było na targu i w porcie, bo było nam jedzenie. No i jeszcze znalazłyśmy (trochę przypadkiem) lodziarnię, gdzie można dostać lody w brioszce. Ale uwaga! Nakładają ich zdecydowanie za dużo.
Poza tym nie oceniłyśmy w Palermo wielu miejsc, jako zachwycających. Zdecydowanie, jako najbardziej hmmm... niezwykłe polecamy katakumby Kapucynów, gdzie można oglądać setki zabalsamowanych zwłok. Bardzo ciekawe miejsce. 


Wieczorem wsiadłyśmy po pociągu, by przemieścić się na prowincję. Kolejne dwa dni miałyśmy bowiem spędzić w Castellammare di Golfo. Stamtąd wyruszaliśmy w szereg fantastycznych miejsc, które były na prawdę niedaleko. Przez pół dnia oplalaliśmy się nad wodą, a potem jeszcze zdążyliśmy zobaczyć Erice (średniowiecze miasteczko położone tak wysoko, że wiejący tam wiatr prawie nas uśmiercił), Trapani i pobliskie saliny (gdzie odparowuje się wodę morską i uzyskuje sól). Mieliśmy jeszcze czas, by spróbować najlepszych na Sycylii cannoli, a już po zmroku wykąpać się w dzikich termach.

 Mimo naszych wielkich planów, nie odwiedziłyśmy ani jednej restauracji. Jadłyśmy jednak cudowne rzeczy: nasączany limoncello tort z ricottą, spaghetti z organicznym bobem z ogródka i pesto siciliano. Po kolei: na tort nie mam przepisu, ale smakował on (oprócz tego, że smakował kwiatami) jakby był zwykłym biszkoptem nasączonym mnóstwem limoncello i posmarowanym świeżą ricottą  z cukrem. Zaś pesto siciliano to po portu świeże pomidory utarte z czosnkiem, solą i migdałami. Można dodać do nich trochę surowego bobu. Nie można też zapominać o sycylijskich pomarańczach. Z nich z kolei można przyrządzić bardzo prostą sałatkę dodając do nich czosnek, sól i oliwę. 



Nie można nie wspomnieć, że ostatni wieczór spędziłyśmy w Marsali m.in. na degustacji wina (Marsali, kto by się spodziewał...) Niestety było ciemno i nie mam stamtąd żadnych zdjęć. Mam za to zdjęcie kota z portu w Palermo, więc na nim zakończę.

 

3 komentarze:

  1. JEZUSKU !!! Jaka smaczna opowieść! Jakie fajne zdjęcia!! Jaka wielka zazdrość!!

    OdpowiedzUsuń
  2. To ja Julia, wróciłam na chwilę,bo już nie wierzyłam że jeszcze działacie, a tu..niespodzianka!
    Zdjęcia super, ale ja jak zawsze jestem pod urokiem tekstu. Ale szkoda, że bez przepisów..
    swoją drogą co to za pomysł, aby lody wepchnąć do brioszki.!! Ciekawe jak smakuje taki wynalazek. J

    OdpowiedzUsuń
  3. Ładne myśli, dobre zdjęcia, fajny świat...

    OdpowiedzUsuń