Kiedy wydaje się nam, że nic dobrego już nigdy nie spotka, włączamy sobie z J. film Ridleya Scotta Dobry rok i poszukujemy w internecie ofert sprzedaży urokliwych winnic i chateau w Prowansji. Okazuje się, że jeśli sprzedamy wszystko, co posiadamy, to będzie nas stać na starą szopę. Ale w Prowansji!!! Ciągle marzymy o czymś nieosiągalnym, a tymczasem w toku noworocznych podsumowań, okazuje się, że nasze skromne krakowskie życie nie jest takie najgorsze. To był bowiem dobry rok!
Zaczął się od dość paskudnej zimy, ale już w marcu - założyliśmy bloga! I wszystko stało się piękniejsze!
Potem przyszła wiosna i w miarę jak stawało się coraz cieplej, ja miałam coraz mniej pracy, zaś J. coraz więcej. Przybywało też świeżych warzyw i owoców na targu. I wtedy przyszedł najcudowniejszy miesiąc roku - maj! A z nim bzy, szparagi i rabarbar. Potem już tylko sesja i wakacje.
J. marzyła o zimie w środku lata, ja panicznie bałam się nadchodzącej jesieni. W międzyczasie M. i K. dzielnie walczyli z mulami i często nas odwiedzali (co się chwali!).
W długie, zimne wieczory pozostało nam jedynie wspominać wakacje i pochłaniać, przyrządzone latem przetwory z jabłek, malin i marchewki.
Dużo czytaliśmy, dużo podróżowaliśmy, widzieliśmy dużo dobrych filmów, słuchaliśmy dużej ilości dobrej muzyki, dużo gotowaliśmy i - niestety też - dużo jedliśmy:)
Na ukoronowanie dobrego roku proponuję odświętny tort bezowy.
Beza:
8 białek
500g cukru
odrobina soli i szczypta mąki ziemniaczanej
Odstawiam bezę do ostygnięcia i przygotowuję krem czekoladowy:
250 ml kremówki
50 g gorzkiej czekolady z pomarańczą
1 łyżka wody różanej
2 łyżki wody
2 łyżeczki żelatyny.
Rozpuszczam żelatynę w wodzie i podgrzewam aż się połączą. Podobnie rozpuszczam czekoladę ze śmietanką i wodą różaną. Potem łączę wszystkie składniki i wstawiam do lodówki.
Przekrawam bezę na pół (poziomo:)), dolną połowę smaruję kremem czekoladowym, na niej układam górną, którą ozdabiam bitą śmietaną bez cukru (i tak tort jest zabójczo słodki) i pestkami granatu.
Smacznego i dobrego roku życzy A.!