piątek, 7 października 2011

malinowy król!


Niestety nie wszyscy są takimi szczęściarzami, jak J. i A. Dla tych, którzy nimi nie są, czyli dla mnie i dla K. już drugi tydzień zajęć dobiega końca. Jak to więc zwykle bywa na początku każdego semestru - jestem chora. Ostatni (podobno, choć mam nadzieję, że jednak nie!) ładny i ciepły tydzień tej jesieni spędziłam więc w łóżku, a konieczne podróże na uczelnię odbywałam nie na moim nowym rowerze, tylko autobusem, w którym nikt nie otwiera okien!

Ale dość tego marudzenia. Obiecałam moje pierwsze przetwory, więc je prezentuję. Co więcej mają one podobno leczyć te wszystkie katary i inne kaszle, które atakują nas wszystkich jesienią. Przepis jest banalnie prosty, dostałam go, razem ze słoiczkiem na spróbowanie, od Mamy Asi, która mówi o mnie "koleżanka zmarźluszek" i podczas mojego pobytu w Wałbrzychu częstowała mnie wszystkim, co rozgrzewające ;-)

W każdym razie przepis jest następujący:
kilogram malin na kilogram miodu (ja dodałam jeszcze sok z cytryny i startą skórkę). Miód rozpuszczamy, dodajemy maliny i razem podgrzewamy. Potem przelewamy do słoiczków i odwracamy je do góry dnem. Na szczęście moje pierwsze przetwory są tak proste do zrobienia, że nic nie sknociłam, więc może w przyszłym roku pokuszę się o coś bardziej ambitnego ;-)

Pozdrawiam,
M.

2 komentarze:

  1. oj pyszotki robisz, pyszne pyszotki!

    Pozdrawiam
    Monika
    www.bentopopopolsku.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. Przydały by mi się takie maliny! Mało nie oszalałam z powodu hiper-mega-galaktycznego-przeziębienia. Ale już jest lepiej i może wreszcie znajdziemy czas, żeby coś ugotować:)

    OdpowiedzUsuń