czwartek, 13 października 2011

ta`amiyya!

K. jako wielbiciel wszelkiego rodzaju warzyw i przypraw chyba pół roku temu kupił ciecierzycę i zaplanował, że zrobimy falafel, na który miał ochotę od kiedy spróbował go na zeszłorocznym Openerze. Ciecierzyca odleżała swoje i w końcu postanowiliśmy przystąpić do dzieła! Zajęło nam to cztery dni, choć jest niesłychanie proste. I smaczne.

Dnia pierwszego zalaliśmy 0,5 kg ciecierzycy wodą o temperaturze pokojowej do poziomu 1 cm powyżej ziarenek. Najlepiej moczyć ją całą noc.

Następnego dnia odsączyliśmy soczewicę i poszliśmy na kawę, kawa przeciągnęła się do obiadu, obiad do podwieczorka i nie było już miejsca na falafel. Postanowiłam więc jedynie zmiksować ciecierzycę z przyprawami (solą, pieprzem, jedną cebulą, czosnkiem, chilli i kolendrą), a kulki usmażyć następnego dnia.

Następnego dnia miałam jednak zajęcia do 18.30 i po powrocie do domu nie chciało mi się już nic, więc K. dzielnie wylał na patelnię prawie cały olej, który mamy w domu i usmażył kuleczki.

W końcu, dnia ostatniego, zaprosiliśmy na obiad Piętaszka i nie można już było się migać od zrobienia całości. Ja więc zawijałam, a Piętaszek robił zdjęcia.

Wspólnie wykonaliśmy również sos z jogurtu, majonezu, dużej ilości czosnku, oregano, soli i pieprzu.

Całość przepyszna. Placki tortilli niestety kupione w Lidlu, ale następnym razem skuszę się na zrobienie pity.

Pozdrawiamy i życzymy smacznego.
M., K. i Piętaszek.

1 komentarz:

  1. Pozdro szejset! Fajnie macie na chacie! My nie mamy w domu światła, więc na razie nie możemy robić zdjęć, ale może kiedyś coś z tym zrobimy...

    OdpowiedzUsuń