M. uczy się na egzamin, J. wyjechała na zasłużone wakacje, więc znowu piszę sama. I znowu drżę w strachu przed nadchodzącą jesienią. Tym razem okopałam się w szańcu zwanym moją kuchnią, smażę konfitury i ochoczo wierzę Janis Joplin, gdy śpiewa: „Honey, nothing' s going to harm ya...”. Robienie przetworów i zapasów na jesień wzbudza bowiem we mnie szczęście, i daje poczucie bezpieczeństwa. W materii dżemów jestem jednak totalną amatorką. Dzień wcześniej próbowałam zrobić pomarańczowy, ale wyszło mi coś wyjątkowo mało smacznego, bo okazało się, że niewystarczająco postarałam się przy usuwaniu albedo... (co, nawiasem mówiąc, bardzo mnie umęczyło). Dzisiaj więc tylko dobre nastawienie, trochę mniej dobra pogoda, Janis Joplin i przepis na konfiturę z marchewki!
Przepis na 2 nieduże słoiczki:
ok. 500 g marchwi
250 g cukru
2 cytryny
ok. 2 cm korzenia imbiru
odrobina skórki pomarańczowej, niekandyzowanej
odrobina posiekanych migdałów
Marchewkę myję, obieram i trę na tarce o małych oczkach. Z cytryn ścieram skórkę cesterem (nie wiem, czy jest takie słowo, ale ja tak nazywam przyrząd do obierania paseczków ze skórek cytrusów) i kroję te paseczki skórki na mniejsze. Imbir oskrobuję ze skórki za pomocą łyżeczki i kroję na malutkie kawałeczki. Migdały prażę chwilę na patelni bez tłuszczu. Marchewkę, skórki i sok z cytryn, imbir i skórkę pomarańczową mieszam w garnku z cukrem i wstawiam na gaz. Najpierw dość duży, a kiedy ta cała pulpa zacznie wrzeć, zmniejszam gaz i na takim małym gotuję jeszcze dość długo, co jakiś czas mieszając. Wiadomo – konfitura jest gotowa, kiedy osiągnie odpowiednią gęstość i miękkość. Na koniec dorzucam do niej prażone migdały i przekładam ją do słoiczków. Słoiczki zaś stawiam na ściereczce do góry dnem, żeby się „zassały”:) I już można spokojnie czekać na jesień!
Smacznego życzy A.! (i zabiera się od razu do jedzenia tego, co się w słoiczkach nie zmieściło:))
PS. Właściwie to przetwory z marchwi i pomarańczy wcale nie są odpowiednie na tę porę roku. Nie są to owce (i warzywa) sezonowe, być może większy sens miałoby zamknięcie w słoiczku śliwek, czy malin, ale tym już zajęła się moja mama, więc mi pozostały jedynie przetwory eksperymentalne...
ojej, marchewkowa konfitura! bosko!!! cudnie będzie ją otworzyć pewnego chłodnego i ciemnego dnia!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam i oczywiście Janis ma rację!
Monika
www.bentopopolsku.blogspot.com
Och, pyszności! Zapisuję, zapisuje!!!
OdpowiedzUsuńPozdrawiam:)
Moja Droga! Po pierwsze miłość Portugalczyków do dżemu z marchwi poskutkowała unijną regulacją, która uznaje marchew za owoc, a że prawo unijne ma u nas skutek bezpośredni, to marchewka jest owocem. Wszystko to wiem oczywiście dlatego, że się tak pilnie uczę na egzamin ;-) ale (i tu pora na po drugie) nie aż tak pilnie, by nie mieć czasu czegoś ugotować (tak pilnie to będzie w przyszłym tygodniu), więc można się tu niedługo spodziewać też czegoś od nas :)
OdpowiedzUsuńa konfitura śliczna :D
Mnemonique, mam nadzieję, że ta marchewka rzeczywiście pomoże mi osłodzić zimę!
OdpowiedzUsuńM. oczywiście dziękuję za fachową opinię i w zamian oferuję jeden słoiczek...
Zaś Annie-Marii dziękuję za zaufanie do mojego przepisu, ale jeśli ma on zostać zapisany, to muszę koniecznie zaznaczyć, że popełniłam błąd! Oczywiście 50 g cukru to z mało:) Miałam napisać 250 g! Przepraszam i życzę smacznego!