Kontynuuję trend zdrowych deserów. Ponieważ zimno, ponieważ nadal trwa moje przytłaczajce dwudziestopięciolecie, ponieważ będę musiała wrócić do nauki, ale przede wszystkim dlatego, że zdrowe słodycze są najlepsze.
Wakacje (dla nas w październiku) się skończyły, trzeba było pożegnać gorącą i piękną Kretę, ale co gorsza również wspaniałą grecką kuchnię. Najlepsze mięsa, jakie w życiu jadłam, chleb z oliwą, deser po każdej kolacji i rakomelo, najsmaczniejszy z bimbrów. Ciężko było wrócić do jesieni, łatwiej (po przejedzeniu ostatniego dnia i nieprzespanej z tego powodu nocy) do nawyków żywieniowych, jakie wypracowaliśmy z K. w przeciągu kilku ostatnich miesięcy.
Brakuje mi jednak słodkości, zwłaszcza, że coraz zimniej i ciemniej na zewnątrz.
Dlatego zdecydowałam się na jeden z najzdrowszych i najprostszych słodyczy na świecie - chałwę.
Potrzeba do jej przygotowania jedynie uprażonego sezamu i miodu.
Sezam prażymy ciągle mieszając, aby się nie przypalił i chałwa nie wyszła gorzka. Po ostudzeniu miksujemy go i dodajemy około 2 łyżek miodu, w zależności od indywidualnych preferencji, można więcej lub mniej. Następnie dodajemy ulubione dodatki - ja dodałam rodzynki, żurawinę i pokrojone suszone morele. Przekładamy do wybranych foremek, najlepiej sylikonowych i schładzamy. Im dłużej tym lepiej, ale pokusa jest duża. Pachnie w całej kuchni!
Smacznego życzy M.
PS A na deser kreteńska kolacja:
.