wtorek, 26 lutego 2013

Rzym. Trailer


Postanowiłam odrzucić wstyd i zacząć się chwalić swoimi podróżami. A więc: post z cyklu "nie znam się, to się wypowiem". Właśnie wróciłam z Rzymu, gdzie aktualnie przebywa J. Byłam tam kolejny już raz, ale na pewno nie czuję się tam bywalcem. Pomimo jednak tego, że J. będzie tam mieszkać przez dłuższy czas, również i ja nie mogłam się oprzeć pokusie opisania moich doświadczeń z tym miastem i - co ważniejsze - upublicznienia moich zdjęć. Bo inaczej trudno byłoby nakłonić do ich oglądania kogokolwiek oprócz Ani, która towarzyszyła mi w zwiedzaniu. Od czego więc zacząc pisząc o Rzymie? Od jedzenia!
O restauracjach, w których jadłyśmy razem i tych, w których bywa bez nas (damn!!!) napisze więcej J. Ja, jako osoba specjalizująca się w urządzaniu histerii spod znaku "nie wejdę! Ta restauracja jest dla mnie za elegancka", powinnam napisać raczej o jedzeniu ulicznym.

O pizzy na kawałki i lodach - turystycznych must have, które jednak potrafią być wyśmienite napisze pewnie J., bo także ona zrobiła tym porzysmakom zdjęcia.
Ja zacznę więc od porchetty - kanapki z wieprzowiną. Mięso w kawałkach z dużą ilością tłuszczu. Tak! Zjadłam również tłuszcz i nie umarłam. Wręcz przeciwnie - byłam zachwycona. Tłuszcz smakuje jak smalec. W kanapce czuć też dużo rozmarynu i soli. Można ją kupić w małych sklepikach z panini i w wielu piekarniach. My naszą nabyłyśmy w drodze na Lateran, niedaleko kościoła San Clemente, którego zwiedzanie zdecydowanie polecam. 
-
Owoce i warzywa. Na każdym kroku można znaleźć stoiska z owocami, które aż proszą by je wszsytkie kupić i od razu przyrządzić obiad. Najbardziej znanym targiem jest jednak Campo dio Fiori. Jest tam mnóstwo turystów i wszystko jest droższe niż gdzie indziej, ale też produkty są tam tak piękne i jest ich tak wiele na raz, że można oszaleć z radości!

Na większości bardziej znanych placów i na ulicach można też często kupic pieczone kasztany. Zawsze cieszy mnie ich widok, bo to takie niebanalne i filmowe, ale ich smaku właściwie nie lubię.


Kolejną sprawą sa zakupy. Oczywiście zawsze warto z pogardliwą miną przejść się Via del Corso, czy Via del Condotti i z pewną siebie miną wyglaszac swoje alterglobalistyczne poglądy o tym, że kupowanie w lumpeksach jest dużo bardziej ekologiczne i ciekawsze. Jednak w poszukiwaniu wrażeń i ciekawych pamiątek trzeba podejść na Piazza Borghese albo na "deptak" nad Tybrem za Pałacem Św. Anioła. Na Piazza Borghese i w jego okolicach roi się od cudownych sklepów z antykami, starymi rycinami i używanymi książkami.




 Zaś nad Tybrem można - nieco taniej - zakupić ksiązki dotyczące wiedzy tajemnej (pozycja "Co każdy Mistrz Masoński wiedzieć powinien" jest naszą ulubioną), stare reklamy, grafiki z owocami i statkami oraz pyty winylowe. Trzeba tylko ominąć morze suwenirów papieskich, silikonowych potworów i kotków na baterie.


Ciekawe smakołyki można nabyć w typowo turystycznych sklepach, do których zazwyczaj nie lubię wchodzić, ale tylko tam widziałam panforte, cantuccini, czy inne lokalne słodycze. Zaś dobre sery, gruboziarnistą sól, a nawet prawdziwe trufle można taniej kupić  w  wielu supoermarketach.

I ostatnia już rzecz, chociaż chyba najważnijesza. Zwiedzanie. Myślę, że nie ma sensu pisać o tym, co wszyscy wiedzą. Pomyślałam więc, że napiszę o kilku mniej znanych, a moim zdaniem bardzo ciekawych atrakcjach. Po pierwsze, wspomniany już kościół San Clemente. Jest to jeden z nielicznych śreniowiecznych zabytków w Rzymie. Pod jego bryłą znajdują się udostępnione dla zwiedzających dwukondygnacyjne podziemia, kryjące świątynię z IV wieku i miejsce kultu przedchrześcijańskiego boga Mitry. Zaś dziedziniec z fontanną jest oazą ciszy i spokoju.

Po drugie - cmentarz w dzielnicy San Lorenzo. Cimitero del Verano. Trafiłyśmy tam przypadkiem wcześnie rano. Poranne, mgliste światło, żałobne cyprysy, groby mężów stanu (Garibaldi!) i piękne grobowce zrobiły na nas większe wrażenie niż choćby Père-Lachaise. 



Villa Fernesina. Znajduje się na Trastevere, więc od razu można zwiedzić tę urokliwą dzielnicę. W samej villi zaleca się zwrócić uwagę na freski Rafaela i ogród, w którym rosną drzewka pomarańczowe i latają papugi. Atmosfera jak podczas poszukwania duchów w czasie nocy spędzonej przez Marcella w arystokratycznej villi  w Słodkim życiu.

Muzeum Montemartini. Z dala od centrum przy stancji metra Grabetella (w dzielnicy Ostiense). Ktoś miał świetny pomysł, żeby w byłej elektrowni stworzyć ekspozycję antycznych rzeźb i jednocześnie uwypuklić piękno zabytkowych maszyn. 
I ostatnie. Piazza della Minerva. Kościół z gwieździstym sklepieniem i plac (zaraz z tyłu za Panteonem), na którym nie ma nic oprócz względnej ciszy i spokoju. W jednej z otaczających go kamienic mieszkał bohater Wymazywania Bernharda, które czytałam będąc w Rzymie po raz drugi. Ostatnio coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że też chcę mieć kupę pieniędzy z majątku w Austrii i siedzieć w ocienionym roletami mieszkaniu jakiejś europejskiej stolicy pisząc książki o moich problemach z ojczyzną. Ale skąd wziąć ten splendor i wielkie pieniądze. Oto pytanie ostatnich miesięcy!

6 komentarzy:

  1. Przepiękne zdjęcia! Aż można poczuć to przesycone zapachami ciepłe włoskie powietrze!

    OdpowiedzUsuń
  2. Beato, dziękujemy za komplement:) Oj, ciepłe powietrze to coś czego nam zdecydwanie tu brakuje!

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziewczyny, (a może dziewczyno-kto was tam wie..)!
    Relacja z Rzymu jest super, poetycka czy jak tam to nazwać, aż chce się tam jechać, nawet poza sezonem, by się powłóczyć po knajpkach, po uliczkach, z aparatem, tak jak Ty.
    Chyba jest z Ciebie fajna towarzyszka podróży.. nie wiem ile masz lat, ale chyba chciałabym z Tobą połazić po Rzymie, Madrycie czy gdzieś tam. Widać że doceniasz wagę drobiazgów i cieszysz się z małych rzeczy..chyba masz też nosa do dobrego żarcia. SUPER!!

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. To ja, która zapoznała się dziś z Waszym blogiem.
      Ponownie piszę, że jest super, relacja z Rzymu też ;-)

      Usuń
    2. Miło nam, że nasz blog się podoba:) Oby tak dalej! Dziękujemy!

      Usuń
  4. Bardzo dziękujemy! To rzym tak działa:)

    OdpowiedzUsuń