Po ciężkiej sesji, którą na szczęście zdałam, naszedł czas na wakacje. Nie są to jednak typowe wakacje, czyli: zwiedzanie, jedzenie, czytanie książek, opalanie się i oddawanie się innym ciekawym aktywnościom, na które ostatnio nie miałam czasu, bo temu wszystkiemu towarzyszy również nauka. Razem z Agą, dzielącą ze mną kierunek studiów, a teraz również pokój, przebywamy w Perugii - stolicy Umbrii - aby przyswoić sobie język włoski.
Spędzimy tu trzy, mamy nadzieję - niesamowite tygodnie. Oprócz tego, że od rana do późnego popołudnia siedzimy z rozdziawionymi ustami na zajęciach i próbujemy zgłębić tajemnice języka, zachwycamy się również pięknem tego starego miasta, które pachnie historią i również korzystamy z okazji i gotujemy włoskie dania z włoskich produktów, które są zdecydowanie lepszej jakości niż te, kupowane w Polsce. Jeśli chodzi o miasto, jest ono przeurocze, ale jeśli ktoś zamierza je odwiedzić, to nie polecamy butów na obcasach - miasto położone jest na dosyć wysokich wzgórzach, więc miłośnicy wspinaczek z pewnością będą czuli się tu, jak ryba w wodzie. Perugia zachwyca przede wszystkim starymi kamieniczkami, z czasów średniowiecza, mnogością pięknych klasztorów i gotyckich kościołów, a także zabytkami z czasów etruskich. Miasto owo w kwestiach kulinarnych słynie przede wszystkim z czekoladek Baci (jest tu fabryka czekolady, do której wybieramy się za dwa tygodnie) a także z chleba bez soli, czyli il pane sciapo. Nie jadłyśmy go, ale z podań mieszkańców wiemy, że nie jest on szczególnym przysmakiem, a niektórzy twierdzą, że jest wręcz niejadalny. W kwestii rozrywek w mieście odbywają się dwa ważne eventy - festiwal Umbria Jazz, który trwa obecnie i festiwal czekolady Eurochocolate, na którym nie będzie nas raczej, bo odbywa się dopiero w październiku.
Wczoraj na kolację - ponieważ w dzień nic się tu nie da jeść, z powodu upałów - postanowiłyśmy zrobić typowe włoskie danie, które - jak się dowiedziałyśmy - serwują kobiety, w nadziei zamążpójścia.
Spaghetti alla carbonara (z dodatkami)
śmietanka 30%,
panachetta (lub krojony boczek),
białe wino,
parmezan,
oliwa z oliwek,
świeży pomidor,
świeża bazylia,
ząbek czosnku,
makaron,
sól.
Smażymy panacettę na patelni. Kiedy się zarumieni dodajemy 3 łyżki białego wina (które później serwujemy do obiadu), po chwili, gdy wino trochę się ulotni, dodajemy śmietankę. Gdy sos się zagotuje dodajemy starty parmezan.W między czasie gotujemy makaron. W osobnym garnku podgrzewamy oliwę z oliwek, wrzucamy pokrojonego pomidora i po chwili starty czosnek. Zostawiamy na chwilę na ogniu (ale dosłownie na 1-2 minuty). Gdy makaron się ugotuje, odcedzamy go. Wrzucamy z powrotem, dodajemy sos z panacettą i pomidora i na koniec dodajemy posiekaną świeżą bazylię. Doprawiamy do smaku. Gotowe!
Smacznego życzą J. i Aga! Pozdrowienia z Perugii!!!!
Dobrze, że mamy bloga, przynajmniej wiem, jak leci w Italii ;-)
OdpowiedzUsuńmam nadzieję, że nie wyjdziesz za mąż w ciągu tych trzech tygodni!
a przepis chyba ściągnę od Ciebie i zaserwuję spaghetti K. ;P
Niech nie wychodzi za mąż! pierścionka nie ma przecież! co się będzie śliskać! wy chyba chcecie żebyśmy tu sczezli! kto ukradł wakacje w tym roku? chyba grinch... ale i tak coś tu się da gotować. niebawem moja porcja.
OdpowiedzUsuńM. Spaghetti godne polecenia, szczególnie dla K., bo wiesz ;) A za dużo pisać nie mogę, bo co Wam później będę opowiadać, jak się zobaczymy!?
OdpowiedzUsuńA. nie martw się, nic się śliskać nie będę! POzdro 600 Mike'u Rossie!