piątek, 1 kwietnia 2011

o kurczę!


 Dzień dobry!

Piękna wiosna nadeszła i radosne czasy nastały, a ja się smucę, bo od przyszłego tygodnia koniec z wolnością i swobodą. Korzystając więc z ich ostatnich podrygów postanowiłam upiec kurczę. Całe.

Potrzebowaliśmy więc:
  • jednego całego kurczęcia
  • 2 cytryn
  • dwóch łyżek oliwy z oliwek
  • 1/2 główki czosnku
  • ziół, m.in. szałwii, tymianku, rozmarynu oraz co kto lubi
  • pieprzu i soli
Kurczaka umyłam, oskubałam z resztek piór i nasypałam do środka soli i pieprzu (K. musiał trzymać go za nogi, więc warto mieć pomocnika w kuchni przy tej czynności). Następnie rozkroiłam skórę na górze i natarłam go wcześniej przygotowaną mieszanką ziół, czosnku i oliwy (kurczaka natarłam, nie K.) i odstawiłam na 2.5 godziny do lodówki.

Piekłam go w rękawie przez 45 minut (do włożenia do rękawa też miło mieć pomocnika, kto by pomyślał, że takie małe kurczę może być takie ciężkie...), a potem jeszcze przez 10 minut po rozcięciu rękawa u góry.

Smacznego!
MiK.
PS Jedną pierś zamroziłam, więc gdybyście miały ochotę skosztować, to zapraszam :)


2 komentarze:

  1. taaaaaaaaaak! chcemy piersi z kurczaka! ale nie będzie trzeba jej jeść zamrożonej? bo z Twoimi zwyczajami, to nie wiadomo... ale jestem głodna!

    OdpowiedzUsuń
  2. nie trzeba jeść zamrożonej.
    nie jestem mrożonkową terrorystką :)
    ale trzeba się spieszyć, bo jak tak dalej pójdzie i dalej nie będę miała na nic czasu to jeszcze sama ją zjem na zimno!

    OdpowiedzUsuń